Kraina

03/01/2016

Mięso to pożywienie. W miarę codzienne. Często gości na naszych stołach. Ba, rozgościło się na nich i ma się z pańska. Kijem nie odgonisz. Bo przecież to tylko mięso. Nieruchome jedzenie.

Co to jest mięso? Trudno powiedzieć. Coraz trudniej. Jego pochodzenie sięga daleko w przeszłość, jak się zdaje. Mięso wynaleziono już bardzo dawno. Wychowała się na nim ludzkość. Nawet jeśli go nie jadła.

Wiemy, dobrze wiemy, jak przyrządzić mięso. Po chińsku i staropolsku. Żeby było wonne i smakowite. Podane. Rumiane mięso, które zstąpiło pod strzechy. Na gorącym półmisku. Tanie jak barszcz. Staropolskie mięso. Tyle że bez podagry. Nasza kuchnia, ubrania pachną mięsem. Sami też nim pachniemy.

To nieapetyczne. „Pachniemy mięsem”. Całkowicie niekuchenne. Wręcz odrażające i karygodne. To zupełnie tak, jakby zapytać: „Skąd wzięło się mięso?” Co za ordynarne i niehigieniczne pytanie. Do tego brak taktu. „Unde carnum?” A fu!

Przecież pożywienie to energia zapakowana w smak, czysta pozytywna siła. Więc skąd ta natrętna cielesność w mięsie? I konieczność śmierci przy jego produkcji? Czemu nie da się jej zmyć, odkroić raz na zawsze?

Wątróbka to taka drobna wątroba. Organ. Można się domyślić. W sklepie miska z podrobami. Na przykład serca drobiowe. Obok schab z kością lub bez. Różnica leży w cenie. Schab z kością to drugie danie plus zupa. Dawno nie widziałem ozorków. Może już nie sprzedają. To dziwne mięso. Co to są ozorki? No, to takie małe ozory.

Czemu się tak przyczepiłem tego mięsa? Przecież idę, kupuję i jest. Nie muszę go oskubać ani oskórować. Wypatroszyć, wymyć i poporcjować, dokładnie obrzynając zbędne resztki. Mięso rośnie na półkach, w hurtowniach i chłodziarkach.

O, w tamtym sklepie na przykład, co ma nazwę od pewnego chrząszcza (chodzi oczywiście o bożą krówkę.) Można tam kupić nie tylko pieczywo. „Biedroneczko, biedroneczko, leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba”. Chleba, to jest mięsa. Bo mięso to nasz chleb powszedni.

W tym sklepie można je ciągle kupować. „Kraina mięsa” ‒ napisano tam na lodówkach i zamrażarkach. Czytałem to wiele razy: „Kraina mięsa”. Raj odzyskany, gdzie gołąbki same wpadają do ust, a kurczaki do koszyka. Błyszczące steki rosną na drzewach. Tutaj wprawdzie nie ma drzew, ale za to są dobrze zapakowane udka i filety. Kraina, w której rośnie mięso. Schludne i pożywne. I zaprasza do wzięcia. Pcha się do ust, nasyca, zapycha żołądek. Aż po brzegi, po przełyk.

Kraina mięsa jest jak oaza, nadzieja na lepsze dzisiaj. To arka, w której ukryjemy się przed potopem, unosząc ze sobą mięso, by zaszczepić je na świeżo odkażonej ziemi. To doskonale zaopatrzony schron, gdzie w ciszy będzie można spożywać wyborne konserwy!

Kraina mięsa. Jak refleksy południowego słońca wpadające do jadalni, w której akurat podaje się do stołu. Orzeźwiający wiatr od wschodu, wiejący tylko po to, by podsycić apetyt. I wreszcie mięso, otaczające nas zewsząd pośród tej krainy.

Drogi kliencie. Człowieku. Entuzjasto białka zwierzęcego. Mięso to nasza wolność. Produkt naszej dobrej woli. Mamy prawo jeść mięso. Dużo mięsa.

Bo gdybyśmy go nie jedli, stalibyśmy się okrutni i drapieżni. I zdziczelibyśmy znowu jak ludzie. Jak zwierzęta.

Czy już rozumiesz? Mięso jest tylko jedzeniem. To cała jego tajemnica.