Ostinato

25/11/2016

Rzadko byłem muzykiem. Czasami tylko, w pewnych momentach. A właściwie to nigdy nie byłem. Żadnym spośród żyjących ani dawnych. Ani na chwilę.

Muzyka prowadziła mnie niechybnie do słów i ani razu nie znalazłem drogi powrotnej. Gubiłem się zawsze wpół drogi między abstraktem a konkretem, bez sedna sprawy, jasnych granic ani nieograniczoności. Kształt stawał się nie do opisania, a mowa bezcelowa. Muzyka pozostawała muzyką.

Nic z tego nie wynika. A chodzi mi o to, że chciałem zostać autorem, twórcą muzyki. Nie szukając daleko: mogłem przecież napisać Canto Ostinato Simeona Ten Holta. Tak, mógłbym stworzyć ten utwór. Byłby mój i nie mój. Tak jak jest i nie jest Simeona Ten Holta. Miałem go na końcu języka. Holt wyjął mi go z ust.

Ale z ust mógł mi wyjąć tylko słowa, a nie muzykę. Zawsze kończyłem na słowach, a nie na dźwięku. Holt miał rację. Kończył na dźwięku. Właściwie chciałbym napisać jego Canto Ostinato. Mógłbym, gdybym mógł. Trafił nim w sedno, w sam środek sam nie wiem czego. Wyraził mnie zawczasu, zanim się urodziłem. To mój utwór. I nie mój. A mogłem go napisać. Prawie to zrobiłem i zupełnie było to niemożliwe.

Jestem nim oczarowany i zachwycony. Jak rzadko kiedy warto być zachwyconym. O, ludzie. Dla kogo on to napisał? Tak po prostu? Dla muzyki samej? Dla ukochanej? Ale po co pisać dla człowieka? Pisze się to, co usłyszane i jeszcze nieusłyszane. Chciałbym napisać Canto Ostinato. Jego uporczywą melodię nieskończoną. Usłyszałem je. Ale już poza sobą. Nie mój to utwór. Poza tym pisałbym słowa, a nie muzykę. Szkoda. Nie jestem muzykiem.

Simeon Ten Holt napisał go za mnie. Poświęcił się. Dziękuję mu za to. Nie muszę już nie wiedzieć, że Canto Ostinato jest nienapisane. Że ta żywa kombinacja dźwięków utknęła w bezdźwięku, w czystym absurdzie. Że kompozycja uniknęła bytu i nie została zagrana. Słyszę ją, jak ciągle się nie skończyła. Wyrosła poza życie Holta. Poza koncert i nagrania. Kontynuuje się, płynie. Niezagrana do ostatka.

Piękny utwór. Jednostajnie niejednostajny. Wibrujący i buzujący. Prosty nie do podrobienia. Niebywały. Byłbym jedynym, który go skomponował, ale zrobił to Simeon Ten Holt. W swoim własnym, minimalistycznym stylu. Kilkadziesiąt lat przed tym, zanim go usłyszałem. Oddał coś, czego ja nie potrafiłem oddać. Mogę uczestniczyć w Canto Ostinato. Stworzył je za mnie. Dla człowieka. Poświęcił się. I to zupełnie dobrowolnie.

http://www.youtube.com/watch?v=VKS5KG6mX7U