Październik

16/10/2018

Od wschodu do zachodu słońce. Świeci w skupieniu. Ani chwili rozproszenia, machinalnego jaśnienia. Pełne słońce, bez spiekoty, żaru. Październik. Upływa bez kalendarza. W październiku jestem innym człowiekiem.

W październiku. Na jesieni życia. Chociaż raczej nie mojego. Gdy pierwszy mróz zwarzył wiele ze znanych mi roślin, zieleń przekwita i mgła obsiada pajęczyny. Okoliczności się wyostrzają, dzień skraca. Zabieram się do czegokolwiek, nasycam życie czynnościami. Niby jak zazwyczaj, ale jeszcze zwyczajniej. Jakbym był dokładnie tu i teraz. Ale nie do końca jestem tutaj. Ani teraz. Wyglądam całkiem podobnie, ale jestem inny.

Cudowna pogoda, żółta na wskroś. Przepuszczona przez liście. Czereśni, klonów, buków. Jedną nogą jestem dalej. Tkwię już w listopadzie. Taki jest październik. Jestem w październiku, to znaczy nie całkiem tu i teraz.

Zachwycony i żałobny. Podniosły. Bohater preludiów Szopena, temat walców, mazurków, u źródeł motywów, w momencie powstania, w niezłomnym ich rytmie, to ja. Z zakurzonym imieniem. Jak kamień wyorany w polu, mogiła powstańców, którzy nie powstali. Nasza rdzenna śmierć, wspólne pory roku. Tyle że jestem inny. Żyję.

Jest październik. Na wiosnę za wcześnie, za późno. Jesień życia. Ale raczej nie mojego. Jestem młody. Choć jesień przychodzi czasem z nagła i niespodziewanie. Przedwcześnie. Jestem w październiku. Babie lato snuje się między palcami, lepkie i lekkie, nijakie. Zieleń − czerwień, zieleń przechodzi menopauzę.

Możliwości i nadzieje płyną przeze mnie jak fazy księżyca. Ile przedsięwzięć rzetelnie zostawiam, ile planów wcale nie snuję. Z rozmysłem nie wychodzi mi tak, jak chcę. Nie kończę nic z dokładnością co do dnia, co do godziny. Ani chwili rozproszenia. Rodzina, domostwo. Moje dzieci. Prócz dzieci − nie mam w świecie innego dorobku.

Prześwituje przeze mnie przednówek, suchotnicze płuca. To nie moje płuca. Ja żyję. Niby jak zawsze, ale jak nigdy. Wstaję, chwytam się wielu rzeczy, nasycam sobą czynności. Jestem bohaterem nie mojej muzyki, potomkiem. Synem, ojcem. Innym człowiekiem. Jestem nie na swój temat.

W październiku, w słońcu. W środku czasu, w końcu cyklu. Choć jednak już gdzie indziej, dalej, to jest − bliżej.