Pogoda

02/02/2016

Dziękuję, nie narzekam. Do lekarza idę, bo idę. Wobec mnie to sprawa zewnętrzna. Zostawiam tam część swoich dolegliwości i tyle. Żeby nie czekać w kolejce, biorę książkę. Zawsze gdy nastawiam się, że wreszcie w poczekalni sobie poczytam, niezawodnie nie ma kolejki.

Nie, nie. Nie jestem przesądny. To może taki przesąd na własny użytek, ale przez małe pe, nic wiążącego. Kiedyś byłem przesądny. Teraz − absolutnie. Przez próg się nie przywitam, jednak to kwestia obyczaju. Zrobiło się zimno. Zła pogoda. No nieważne. Już nic nie mówię.

Kiedyś byłem przesądny. Podejrzewałem rzeczywistość o różne rzeczy. Myślałem, że może mieć w sobie coś nieokreślonego i sprawić sam nie wiem co. I nie wypowiadałem na głos wielu rzeczy, wiedząc, że ogołocone z tajemnicy, obrócą się przeciw mnie. Byłem przesądny. Na pewno. Tak jak i tamte czasy.

Mieszkałem w domu, w którym był telewizor. Niby nic, a jednak − zabobon. Całkiem materialny, choć niecałkiem. Przychodziłem do domu i oglądałem, przekonany, że nie musi mnie to dotyczyć. Że wszystko da się puścić mimo uszu. Ale nie da się. Za żadne skarby nie wziąłbym dziś telewizora pod swój dach.

Chociaż pewnie bym wziął. Wszystko jest dla ludzi. Nawet telewizor. Widziałem kiedyś taki program, w którym gotowano. I to jak! Do dziś chodzą za mną te żeberka. Piekli je z miodem.

Bo lubię mięso. Zwłaszcza ekologiczne. Zdrowsze jest i jakby radośniejsze. Ma smak. Smak − też zabobon. Co za aura. Brak słów. Jak to się skończy.

Nowy rok. Nasłuchałem się w autobusie. Grało radio. O lekarstwach i receptach. Co mają podwyżki cen do tego, że ciągle o nich tam gadają? Nie, nie. Nie powinno się wiązać byle faktów, wyciągać wniosków, tworzyć prognoz. To istne gusła.

Pani w sklepie zaklinała się, że mięso jest świeże. Nie wziąłem. Nie wierzę ludziom, tak samo jak nie wierzę zaklęciom. Kupiłem co innego. Królowie z banknotów patrzyli na mnie z ukosa. Złe mają oczy.

Dziś nie jestem już przesądny. Czuwam nad tym. Oddycham metodycznie, nawet przez sen. Poruszam się w myśl Boskiego tchnienia. I wreszcie nie umiem też nic wytłumaczyć. Tłumaczy się samo. Wszystko bez względu na czynniki i przyczyny. Zgodnie z łamanym rytmem okoliczności.

A jeśli się mylę, rozkosz pomyśleć, że może być inaczej. Wieje mocno. Co to będzie. Nie chcę nic mówić.