Sutartinės

27/02/2019

Kwitną leszczyny. Słońce przeszywa sople. Zalążki wiosny. Słucham Sutartinės. Starych litewskich pieśni obrzędowych. Taka moja tradycja od lat. Tradycyjne śpiewy bałtyjskiego ludu. Pochodzę zewsząd, ale niekoniecznie stamtąd. Jednak Sutartinės przemawiają do mnie językiem jasnym. Jak głosy ptaków słyszane z wielu odległości na raz. Wchodzące sobie w słowo, poplątane. Takie jest Sutartinės. Splecione strumienie głosów, leśne harmonie dźwięków, czyste dysonanse, sekundowe przepływy powietrza. Pogańska tradycja. Dziewicza przedchrześcijańskość o wielu twarzach. Gdy ludzie nie patrzyli w oczy złu. I jeśli czynili zło, to zaocznie, po omacku. W jarzmie kapryśnej doli. Ten śpiew przychodzi do mnie zawsze teraz. Bez ciężaru setek lat historii. Między zimą a wiosną. Kiedy bezlistna cisza zlewa się z Wielkim Postem i myśl o pokucie jest jak zapach czerstwego chleba. Bruzdy ziemi pod nogami i kruszejące popielate łodygi bylin przywołują Popielec. Čiūtyta, rūtyta, Tūta, tūta. Szczebiot nieochrzczonych śpiewów. Gdy przyroda zlewała się z cywilizacją, a człowiek był wykonawcą dorocznych obrządków. Niesplamiony przelewaną krwią innych plemion, która płynęła jak źródlana woda. Okrucieństwo było ślepe jak szczenięta i proste jak podniesienie ręki. Dostałem stamtąd zaledwie Sutartinės. Śpiew pod późne płatki śniegu. Na wieczorny i poranny mróz. Głęboki, bezksiężycowy sen z chłodem na czole. Cierpliwie wywodzący swoje brzmienia. Podobnie jak chlupot strumyka, w którym rozmowy wiodą rozliczne głosy. Tnę przedwiosenne gałęzie, podrzynam we śnie drzewa, które według moich zamysłów mają się nie obudzić. Nie żal mi ich, chociaż wewnątrz czuję ukłucie. Nucę Sutartinės, melodie patrzące na świat wokół jak pisklęta. Kiedy się wykluwały, nie było nad nimi ukrzyżowanego Chrystusa. Przekazywane z ust do ust pokoleń, przyleciały i do mnie. Nie jestem ich spadkobiercą. A kształty moich chtonicznych wyobrażeń przeniknęło Boże Objawienie. I głęboko wgryzła się we mnie mieszanina cywilizacyjnych doświadczeń. Ale myślę na sposób Sutartinės. Słucham ich. Mam taką swoją tradycję. Chociaż nie ma jednoosobowych tradycji. To jedynie przedwiosenna wyobraźnia, której kształty układam w znaczenia. Snuję mity o niewielkim świecie, nieco bliższym początku i trochę dalszym końca, w którym przekuto miecze na lemiesze. Tworzę przesądy z zasianym ziarnem prawdy. I wchodzę w Wielki Post, który jest oczywisty jak przebiśnieg w zmieniającej się właśnie porze roku. Niech Bóg nas wybawi od okrucieństwa tego cudownego świata. Niech pozwoli nam wniknąć w jego pory, w jego nieustanne teraz. Przez swoją zbawczą śmierć niech zagoi historię. Ukaże swoje oblicze w krainie żyjących. Modlę się. Z całym Kościołem. Słysząc Sutartinės. Barwne wzory dźwięków, przejrzyste jak słońce w szronie, posoka z brzóz, która dziś rano zamarzłą strugą wlewała się do kubka.