Życzenia świąteczne

20/12/2020

Święta tego roku szykują się wyjątkowo radosne. Karpie otwierają pyszczki ciszej niż poprzednio. Kolejki są dosyć nawet bezludne. Można powiedzieć – święta szykują się same. Bez hucznego udziału wielu. Na centralnych choinkach więcej jest bombek niż ludzi wokół. Prezenty na próżno wyglądają swoich szczęśliwych znalazców.

I czego tu sobie życzyć. Samemu i nawzajem. Suchy, biały opłatek topnieje na języku jak deszcz ze śniegiem. Można by się łamać czymś mniej wyposzczonym, ale po co rewidować surowy obyczaj. Wystarczy, by był serdeczny. Smak muśnie podniebienie. Przełkniemy go na słono.

Ściska w gardle. Nie każdego. Można płakać na sucho i po cichu. Albo tylko przełknąć wszystko. Prawo świąt. Jeśli podejmuje się je z radością. Jak choćby w tym roku. Jest uroczyście jak zawsze. Ale weselej brzmi „wesołych świąt”. Może dlatego, że pojawia się go mniej. Ubrane jest skromniej, niewyjściowo. W tym sezonie moda świąteczna patrzy zza szyb rybim okiem. Nie nęci specjalnie. Żłób i ubóstwo. Choć dziwne instalacje w witrynie czy Watykanie starają się o uwagę. Udają radosne nowiny.

Pochmurno i mży, ale przejdźmy do życzeń. Europejska zima przetrwała próbę czasu u Bruegla starszego. Jej biel jest jaśniejsza niż Jerozolima. W sam raz dla Bożego Narodzenia. Obyśmy tradycyjnie umyli czarno-białe okna z widokiem na zmrok i pierwszą gwiazdkę. Mieszkania mają być jak lodówki, z których wyciągniemy potrawy świąteczne. Jak niepubliczne zakłady opiekuńcze dla samego personelu.

Czym zagęścić tegoroczną świąteczność? Z kalendarza patrzą kalendarzowe święta. Czerwone cyfry dni. Dobra nowina: nie ma wyjścia. Nadchodzą. Trzeba je podjąć z namaszczeniem, jak nieznanego gościa, który nigdy się nie pojawił. To najwłaściwszy moment. Bo po co wracać do kina familijnego. Spędzać godziny z powiek przy disneyowskich produkcjach. Ich perpetuummobilowy mechanizm wpadł w czarno-białą dziurę. Czy czas nie zakrzywił się nam w ostatnim czasie? Zapętlił się i grymasi, że nie ma punktu wyjścia. Jakby piosenka „Last Christmas” radykalnie przestała grać, już od pierwszego razu.

Święta tego roku szykują się wyjątkowo uroczyste. Nie można ich przespać. Dzwoneczki nie dzwonią. Stroiki nie stroją. Nikt nie robi szopki. Tylko ta watykańska instalacja. Recesja treści. Jak załamanie rynku. Nie spełniają się najskrytsze marzenia. Niektórzy zasiadają do stołu, ale bez fajerwerków. Stół nakryty, barszcz przyłapany na gorącym uczynku. Jest do czego się odwołać. Ale od początku, od początku.

Bo tak od środka to się nie da. To jak powiedzieć „Manasses był ojcem Amosa”. Albo i gorzej – to jak girlandy nad ulicami, nastrojowe wystroje życia publicznego. Przyjdzie za nie zapłacić. Ale to nieświąteczny temat i nieśmieszny. Tak czy owak terapia atmosferą nie daje pozytywnych rezultatów. Srebrne łańcuchy zwijają interes. „Manasses ojcem Amosa”. Taka zagadka świąteczna. Może ktoś zgadnie, ale nie trzeba odpowiadać. Już się rzekło: Jutro przyjdę.